Przejdź do głównej zawartości

Coś idealnego na mundial, czyli Energa Arena w Gdańsku + Bonus!

Ostatni dzień wypoczynku postanowiliśmy nie spędzać ani w Łebie, ani na jej obrzeżach. W końcu obrzeży mieliśmy już dosyć, po wycieczce pełnej rozczarowań do Lemborka. Pierwszy pomysł padł na Malbork, w którym mieliśmy zwiedzic zamek krzyżacki, którego nie zwiedziliśmy w Lemborku. Niestety okazało się, że miasto oddalone jest od Łeby o 165 kilometrów. Może niewiele, ale droga była pełna drogowych remontów, co zapewne wydłużyło by czas jazdy dwukrotnie, albo i jeszcze bardziej. Ostatecznie ustalismy, że naszym docelowym celem będzie Trójmiasto oddalone o około 100 kilometrów. Na miejscu od razu można bylo wyczuć, że jesteśmy w polskiej metropoli. Ludzie w garniturach z teczką pod pachą, tłumy śpieszących się ludzi na pasach, , a za kilkoma ulicami pewnie tak samo zaludniona plaża. Tak to własnie Gdańsk, miasto pełne uroków. Tu już nie byliśmy zabłąkani jak w Lemborku. Nasz cel początkowy był jasny i prosty; gdański stadion, oficjalnie nazywany Stadion Energa. Po krótce powiedzieć moge, że stadion został wybudowany na cele rozegrania meczy Euro 2012, które mieliśmy zaszczyt prowadzić. Do dziś zresztą polska reprezentacja rozgrywa na nim mecze, ale już mniejszej rangi, np. spotkania towarzyskie. Arena została przypisana i jest oficjalnym stadionem Lechi Gdańsk. Jako ciekawostke jeszcze dodam, że w 2020 roku zostanie rozegrany na nim finał Ligi Europy, na który zresztą się wybieram ;)

Nawigacja nam nie była nawet potrzebna, bo stadion jest w Gdańsku, jak wieża Eifla w Paryżu; duża i widoczna z daleka. Na arenie byliśmy po jedenastej, co okazało się dużym błędem. Na recepcji dowiedzieliśmy się, że oprowadzanie po stadionie jest o pelnych godzinach, a najbliższa wycieczka wyruszyła tuż przed naszym przyjazden, dlatego musieliśmy czekać całą godzinę. Nie było nawet tak źle, bo podziwiając pozostałe atrakcje, czas spłynął od tak. Najpierw tunelem weszliśmy na murawe. Była, no coż, odrobina wieksza niż w telewizji, jak skwitował ją dowcipny zwiedzający. Pan przewodnik opowiedział historie stadionu, o najważniejszych meczach oraz co tu się dzieje, gdy kończy się sezon (w wakacje). My akurat trafiliśmy na sprzątanie po koncercie. Później poszliśmy do muzeum gdańskiego klubu. Były tam puchary, szaliki, koszulki, tekturowe sobowtóry piłkarzy oraz ciemnosć, przez co niestety zdjęcia nie wyszły jak chciałem. Przewodnik następnie zaprowadził nas do szatni piłkarzy, która również robiła większe wrażenie niż w telewizji. W planach wycieczki była jeszcze sala konferencyjna, ale niestety obecnie używana była przez samych piłkarzy Lechi. Jak by chcąc nas poszczuć, oprowadzający zaprosił nas do strefy dla biznesmanów, z osobną restauracją oraz siedzeniami niczym kanapami z których widać całe boisko. W strefie dla firm, pięć miejsc (tych samych co dla biznesmanów), na rok kosztuje 18 tysięcy złotych. A wiec fani, szykujcie się ;) Cała wycieczka była bardzo ciekawa i jak dla mnie, interesujaca. Tym bardziej, że na temat, bo w końcu gorączke mundialu ma już cały świat. Na blogu również niedługo pojawi się mundialowy poradnik.
Po stadionie postanowiliśmy pojechać do ... zoo. Ale to już w jutrzejszym poście.
A teraz zapraszam was do serwisu, na którym za pisanie oraz nagrywanie o podróżach możemy zarobić naprawdę dobre pieniądze!:
https://www.bananki.pl/r/00478803/

A i na koniec jak zwykle, pare fotek ;)







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dunedin - najstarsza i najpiękniejsza miejscowość w Nowej Zelandii

,,Jestem w środku zimy w Dunedin na Wyspie Południowej, a po mimo wszystko słońce stoi wysoko nad horyzontem, a termomert właśnie wjechał na 10 stopni Celcjusza. Czuję, że żyję gdy patrzę na otaczające mnie pół wysepki na wodzie niczym rodem wyjęte z Avatara" Dudedin to małe miasto mogące pochwalić się zaludnieniem liczącym około 120 tysięcy mieszkańców, a także lokacją rozciągającą się wokół dziewiczego półwyspu Otago, na którym znajdują się znaczące, zagrożone populacje lwów morskich, pingwinów, fok i rzadkich ptaków, w tym jedyna na świecie kolonia albatrosów kontynentalnych. To właśnie one wraz z ze standardowo występującymi zwierzętami rutynowo zagradzają drogę przejeżdzającym pojazdom, a więc może i wam podczas przejazdu przez miasto przytrafi się drobny postój, którego zresztą serdecznie wam życzę ;) W Dunedin nikt nigdy się nie śpieszy, wręcz nie ma tam mowy o pośpiechu i stresie, a miejscowi mają na tyle czasu, by oprócz okazałej życzliwości, pokazać turystom całe...

Noc w mrocznym lesie z hobitami!

Już czwarty dzień wyjazdu ... Jak ten czas szybko leci. Dlatego nie ma co marnować czasu i dzisiaj wieczorem postanowiliśmy skorzystać z mrocznej nocy w wiosce hobitów. Z centrum Ustronia jechaliśmy tam około godzinę z hakiem przez drogi dookoła porośnięte lasami. Jeżeli chodzi o wioske hobitów, to położona jest na wsi wśród pól, a dookoła są nieliczne domki, zazwyczaj rzadko rozmieszczone. To właśnie tam rozpoczęła się nasza ,,wieczorna" przygoda. Zaczęło się od niewinnych konurencji takich jak rzucanie balonem z wodą, walka workami czy wyścigi w chodzeniu z nartami na nogach. Bylo wiele zabawy, a niestety jeszcze więcej wody ;). Nie było mocnego, który nie był by mokry. Po rywalizacjach przeszliśmy do niewielkiej chatki, w której przez małe szkiełko oglądaliśmy makiety związane z filmem Hobit prezentujące miejsca rozgrywania scen wykonane przez studentów plastyki. Po tym trochę mieliśmy wolnego czasu no i ... zaczeło się. Cała przygoda rozpoczeła się od wytłumaczenia fabuły film...

Średniowieczny zamek w pobliżu Rzymu, który stał się hostelem

Zasłony naszego pokoju wieją na wietrze, tworząc idealny widok na pobliskie musujące Morze Śródziemne. Po południowe  promienie słoneczne padają na nasze miękkie łóżko, gdy my po sytym posiłku stoimy przy sporym oknie, ukazującym skalisty brzeg i nie zakłucalnie prostoliniową, piaszczystą plażę.  Takich przyjemności doznamy w obecnie pięciogwiazdkowym hotelu, niegdyś  XIV-wiecznym zamku położonym 50 kilometrów od Rzymu otworzonym zeszłego lata w Castello di Santa Severa przez rząd regionalny Lacjum.  W standardowym stylu hostelu docieramy pieszo, spacerując 15 minut od maleńkiej stacji kolejowej Santa Severa, gdzie godzinny przejazd kosztuje nas 5 euro w jedną stronę ze stacji Termini w Rzymie.  Wkrótce odkrywamy, że to coś więcej niż tylko zamek, a tym bardziej hostel;  to cała średniowieczna wioska z domami, warsztatami, dziedzińcami oraz dwoma kościołami w pełni otoczona murami i morzem śródziemnym z trzech stron. Przez stulecia osada była własnością...