Przejdź do głównej zawartości

Noc w mrocznym lesie z hobitami!

Już czwarty dzień wyjazdu ... Jak ten czas szybko leci. Dlatego nie ma co marnować czasu i dzisiaj wieczorem postanowiliśmy skorzystać z mrocznej nocy w wiosce hobitów. Z centrum Ustronia jechaliśmy tam około godzinę z hakiem przez drogi dookoła porośnięte lasami. Jeżeli chodzi o wioske hobitów, to położona jest na wsi wśród pól, a dookoła są nieliczne domki, zazwyczaj rzadko rozmieszczone. To właśnie tam rozpoczęła się nasza ,,wieczorna" przygoda. Zaczęło się od niewinnych konurencji takich jak rzucanie balonem z wodą, walka workami czy wyścigi w chodzeniu z nartami na nogach. Bylo wiele zabawy, a niestety jeszcze więcej wody ;). Nie było mocnego, który nie był by mokry. Po rywalizacjach przeszliśmy do niewielkiej chatki, w której przez małe szkiełko oglądaliśmy makiety związane z filmem Hobit prezentujące miejsca rozgrywania scen wykonane przez studentów plastyki. Po tym trochę mieliśmy wolnego czasu no i ... zaczeło się. Cała przygoda rozpoczeła się od wytłumaczenia fabuły filmu dla tych nie zbytnich fanów hobita (np. mnie). Cała zabawa polegała na dostarczeniu złotego jaja do punktu wyjścia przechodząc przy tym cały las, w którym na każdym kroku miały się czaić hobitowe potwory. Nie brzmiało tak źle tym bardziej, że było przed 21 i było w miare jasno. Pierwszy etap przemieżaliśmy przez ... pola uprawne, jaka niespodzianka ;) I już zaraz po ich obejściu objawił się pierwszy potwór. Nakazał poprawnie nazwać po węchu trzy przyprawy. Nie stanowiło to większego problemu, ponieważ przyprawy były domowego użytku np. majeranek. Dalej stał rząd drewnianych skrzynek w ktorych znajdowaly się pytania dotyczące hobita i tu niestety się nie wykazalem, bo jak wspominał ze mnie hobitasz to nie jest ;( W dalszym ciągu podróży kierowaliśmy się strzałkami w stronę mrocznego lasu gdy wtem ... wyskoczył goblin, który wyzwał nas na pojedynek strzelecki łuków. Niestety trafienie do tarczy zajęło nam tyle czasu, że do lasu weszliśmy o jedenastej, kiedy nie widzieliśmy nawet siebie nawzajem. W lesie, jak można się było spodziewać, nie bylo wcale jaśniej. Szliśmy przez las kierując się trudno dostrzegalną dróżką, gdy po chwili wyskoczył na nas gnom, żądający oddania zlotego jaja. Dobrze znaliśmy swój cel, dlatego pozostalo nam tylko jedno wyjście ... ucieczka.  Dalej las wciaż był ciemny i mroczny, ale już ... bez potworów. Miały być na każdym kroku, a było ich zaledwie trójka. Ale wioska odkupiła błąd. Zaraz po tym jak opuściliśmy las i weszliśmy na teren wioski czekała na nas ... kielbasa na ognisku. To dopiero nazywa się wyprawa. Pierwsza w nocy, a my jemy kiełbase pośrodku wsi. Mam nadzieję, że post wam się spodobał, a kolejny już jutro ;)



Komentarze

  1. Play Casino App | JS Hub
    In order to win money from an 양주 출장안마 online 부천 출장샵 casino 대구광역 출장샵 game, you must deposit one, or more of 서산 출장안마 the specified deposit amount 구리 출장샵 into the casino account. All new and

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dunedin - najstarsza i najpiękniejsza miejscowość w Nowej Zelandii

,,Jestem w środku zimy w Dunedin na Wyspie Południowej, a po mimo wszystko słońce stoi wysoko nad horyzontem, a termomert właśnie wjechał na 10 stopni Celcjusza. Czuję, że żyję gdy patrzę na otaczające mnie pół wysepki na wodzie niczym rodem wyjęte z Avatara" Dudedin to małe miasto mogące pochwalić się zaludnieniem liczącym około 120 tysięcy mieszkańców, a także lokacją rozciągającą się wokół dziewiczego półwyspu Otago, na którym znajdują się znaczące, zagrożone populacje lwów morskich, pingwinów, fok i rzadkich ptaków, w tym jedyna na świecie kolonia albatrosów kontynentalnych. To właśnie one wraz z ze standardowo występującymi zwierzętami rutynowo zagradzają drogę przejeżdzającym pojazdom, a więc może i wam podczas przejazdu przez miasto przytrafi się drobny postój, którego zresztą serdecznie wam życzę ;) W Dunedin nikt nigdy się nie śpieszy, wręcz nie ma tam mowy o pośpiechu i stresie, a miejscowi mają na tyle czasu, by oprócz okazałej życzliwości, pokazać turystom całe...

Średniowieczny zamek w pobliżu Rzymu, który stał się hostelem

Zasłony naszego pokoju wieją na wietrze, tworząc idealny widok na pobliskie musujące Morze Śródziemne. Po południowe  promienie słoneczne padają na nasze miękkie łóżko, gdy my po sytym posiłku stoimy przy sporym oknie, ukazującym skalisty brzeg i nie zakłucalnie prostoliniową, piaszczystą plażę.  Takich przyjemności doznamy w obecnie pięciogwiazdkowym hotelu, niegdyś  XIV-wiecznym zamku położonym 50 kilometrów od Rzymu otworzonym zeszłego lata w Castello di Santa Severa przez rząd regionalny Lacjum.  W standardowym stylu hostelu docieramy pieszo, spacerując 15 minut od maleńkiej stacji kolejowej Santa Severa, gdzie godzinny przejazd kosztuje nas 5 euro w jedną stronę ze stacji Termini w Rzymie.  Wkrótce odkrywamy, że to coś więcej niż tylko zamek, a tym bardziej hostel;  to cała średniowieczna wioska z domami, warsztatami, dziedzińcami oraz dwoma kościołami w pełni otoczona murami i morzem śródziemnym z trzech stron. Przez stulecia osada była własnością...