Przejdź do głównej zawartości

Średniowieczny zamek w pobliżu Rzymu, który stał się hostelem

Zasłony naszego pokoju wieją na wietrze, tworząc idealny widok na pobliskie musujące Morze Śródziemne. Po południowe promienie słoneczne padają na nasze miękkie łóżko, gdy my po sytym posiłku stoimy przy sporym oknie, ukazującym skalisty brzeg i nie zakłucalnie prostoliniową, piaszczystą plażę. Takich przyjemności doznamy w obecnie pięciogwiazdkowym hotelu, niegdyś XIV-wiecznym zamku położonym 50 kilometrów od Rzymu otworzonym zeszłego lata w Castello di Santa Severa przez rząd regionalny Lacjum. 

W standardowym stylu hostelu docieramy pieszo, spacerując 15 minut od maleńkiej stacji kolejowej Santa Severa, gdzie godzinny przejazd kosztuje nas 5 euro w jedną stronę ze stacji Termini w Rzymie. Wkrótce odkrywamy, że to coś więcej niż tylko zamek, a tym bardziej hostel; to cała średniowieczna wioska z domami, warsztatami, dziedzińcami oraz dwoma kościołami w pełni otoczona murami i morzem śródziemnym z trzech stron.
Przez stulecia osada była własnością różnych szlacheckich rodzin rzymskich, a także kościoła katolickiego (przez lata był zamkiem dla średniowiecznych papieży), ale od osiemnastego wieku pozostawał opuszczony i zaniedbywany, z wyjątkiem okresu w 1943 r., kiedy to użyła go niemiecka armia.
Po czterech latach remontu i renowacji dawniejszy zamek został otwarty jako atrakcja dla zwiedzających, którym do dyspozycji dedykowane są trzy muzea oraz dziesięcio wieczna wieża, na którą można się wspinać, a sam rząd organizuje także wiele imprez i wystaw. Wyjątkowa, włoska atrakcja w ciągu roku została spopularyzowana szczególnie wśród rodzin i grup szkolnych, przyciągając 50 tysięcy podróżników. Kilku garncarzy,  producentów biżuterii i wyrobów skórzanych otworzyło własne sklepy z pamiątkami  wewnątrz średniowiecznej zabudowy co jeszcze bardziej odwzorowuje średniowieczne lata. 
Wydaje się, że włoska polityka dotyczy wzrostu prawicy, ale spadkobiercy eurokomunizmu są nadal aktywni na obszarach południa i centrum. Zamek ten jest jednym z kilku „kulturowych płuc” zachowanych dla turystycznej publiczności przez lewicowego, regionalnego prezydenta Nicolę Zingarettiego od czasu jego wyboru w 2013 roku.
Dziś jest niedziela, co wyjaśnia grom ,,zamkowych" gości, ale przepchnąwszy się obok nich, pod starymi łukami do najstarszej części kompleksu, gdzie w 14 pokojach i sypialniach śpią bodajże 42 osoby. Nasz dwuosobowy pokój ma drewnianą podłogę, surowo otynkowane szare i białe ściany oraz odsłonięte belki dachowe, a także ładną pościel oraz wspomniany piękny widok na morze, czym mogą poszczycić się mieszkańcy jedynie ośmiu pokoi. W łazience znajduje się suszarka do włosów, mnóstwo ręczników (dziwnie nie ma mydła), a okno jest przeszkloną szczeliną w ścianie o grubości grubo ponad metra.
W przypadku plaży publicznej znajdującej się na północ od murów zamku jest zachwycająca, szeroka i złota, z kilkoma barami i restauracją sprzedającą smażone ryby. Spacerujemy po brzegu wody, obserwując rybaków mających nadzieję złapać okonia morskiego i leszcza, oraz pasjonatów windserfingu z lokalnej szkoły surfingu, którzy mają nadzieję złapać wysokie fale.

Wieś Santa Severa została stworzona w latach 30. przez Mussoliniego jako ośrodek dla faszystowskich kumpli. Na jej terenie znajdują się bary, dwie piekarnie, delikatesy i mały supermarket dostarczający nielicznym mieszkańcom skromnych przedmiotów potrzebnych im na co dzień.
Poniedziałki są według mojej opinii, najlepszym dniem na zwiedzanie, ponieważ zamek jest zamknięty dla zbłąkanych jednodniowych wycieczkowiczów, więc goście hostelu dostają cały kompleks tylko i wyłącznie dla siebie. Bawimy się na pikniku na niechlujnej trawie z widokiem na południowe wybrzeże, a całe miejsce jest ujmująco niezabezpieczone. Podczas sjesty ustalaliśmy plan na kolejne dni: wypożyczalnia rowerów prowadzi wycieczki rowerami górskimi do Monti della Tolfa, kilka mil w głąb lądu za zamkiem jest stadnina koni, a w rezerwacie przyrody Macchiatonda kilka kilometrów na południe podziwiamy niesamowite widoki i przyrodę. A po dniu pełnym wrażeń zapadamy w głęboki sen na niebiańskim hotelowym łóżku w blasku księżyca odbijanego przez otaczające nas morze śródziemne. Dobranoc 😉

Komentarze

  1. Zamki to zdecydowanie mój konik. Sama bym odwiedziła ten hotel, jak następnym razem będę w okolicy.
    Pozdrawiam!
    Aldrazek

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dunedin - najstarsza i najpiękniejsza miejscowość w Nowej Zelandii

,,Jestem w środku zimy w Dunedin na Wyspie Południowej, a po mimo wszystko słońce stoi wysoko nad horyzontem, a termomert właśnie wjechał na 10 stopni Celcjusza. Czuję, że żyję gdy patrzę na otaczające mnie pół wysepki na wodzie niczym rodem wyjęte z Avatara" Dudedin to małe miasto mogące pochwalić się zaludnieniem liczącym około 120 tysięcy mieszkańców, a także lokacją rozciągającą się wokół dziewiczego półwyspu Otago, na którym znajdują się znaczące, zagrożone populacje lwów morskich, pingwinów, fok i rzadkich ptaków, w tym jedyna na świecie kolonia albatrosów kontynentalnych. To właśnie one wraz z ze standardowo występującymi zwierzętami rutynowo zagradzają drogę przejeżdzającym pojazdom, a więc może i wam podczas przejazdu przez miasto przytrafi się drobny postój, którego zresztą serdecznie wam życzę ;) W Dunedin nikt nigdy się nie śpieszy, wręcz nie ma tam mowy o pośpiechu i stresie, a miejscowi mają na tyle czasu, by oprócz okazałej życzliwości, pokazać turystom całe...

Noc w mrocznym lesie z hobitami!

Już czwarty dzień wyjazdu ... Jak ten czas szybko leci. Dlatego nie ma co marnować czasu i dzisiaj wieczorem postanowiliśmy skorzystać z mrocznej nocy w wiosce hobitów. Z centrum Ustronia jechaliśmy tam około godzinę z hakiem przez drogi dookoła porośnięte lasami. Jeżeli chodzi o wioske hobitów, to położona jest na wsi wśród pól, a dookoła są nieliczne domki, zazwyczaj rzadko rozmieszczone. To właśnie tam rozpoczęła się nasza ,,wieczorna" przygoda. Zaczęło się od niewinnych konurencji takich jak rzucanie balonem z wodą, walka workami czy wyścigi w chodzeniu z nartami na nogach. Bylo wiele zabawy, a niestety jeszcze więcej wody ;). Nie było mocnego, który nie był by mokry. Po rywalizacjach przeszliśmy do niewielkiej chatki, w której przez małe szkiełko oglądaliśmy makiety związane z filmem Hobit prezentujące miejsca rozgrywania scen wykonane przez studentów plastyki. Po tym trochę mieliśmy wolnego czasu no i ... zaczeło się. Cała przygoda rozpoczeła się od wytłumaczenia fabuły film...